❤ ❤ ❤
Od zawsze chciałam pojechać do Wawy na jakiś psi piknik, ale no tak samemu... ? :/ I co ja będę tam niby robić, tak łazić bez sensu to trochę tak... głupio... Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, c'nie? :DGeneralnie nie planowałam jechać na LP, ponieważ ani ja, ani Xena nie jesteśmy fankami takich imprez, a jednak pojechałyśmy. Dlaczego?
Jakiś czas temu pisałam na jednej z psiejskich grupek odnośnie jakiś psich eventów w Wawce i okolicach, i w ten oto sposób poznałam Kasię oraz jej suczkę Lukę, i jakoś tak wyszło, że się zakolegowałyśmy. Niestety piknik, na który mnie zapraszała Kasia został odwołany, ponieważ pogoda nie dopisała, ale no... to nie temat na tego posta. :P Generalnie bałam się wziąć Xenę do Warszawy, ponieważ jest to dość długa podróż dla psa niepodróżującego zbyt często, ale mimo wszystko, stwierdziłam, że raz się żyje i chyba nie będzie tak źle... ;>
Więc może od początku, czyli jak wyglądało nasze pakowanie się i jak to wszystko przebiegało?
Generalnie wcześniej nie było pewne czy Kasia z Luką będą mogły być, więc miałam się spotkać z drugą Kasią, tym razem od Precla, jednak plany się trochę zmieniły i spotkałyśmy się z Kasią od Luki, z Kasią od Precla niestety się minęłyśmy.
Ogólnie ogarnęłam rzeczy i spakowałam je dzień wcześniej, tym razem postawiłam na minimum *bo "im więcej rzeczy mamy, tym większa szansa, że którąś z nich zgubimy" a ja mam dość gubienia rzeczy xd*, ponieważ wzięłam tylko szelki, smycz, obrożę *w razie gdyby Xena miała zdejmowane szele jakby chciała pobiegać* typowo - książeczkę zdrowia, kagan, woreczki, smaczki, mop, piłkę, miseczkę na wodę, wodę, no i oczywiście hajsy, bo co to by było za życie bez nich... A! I wzięłam jeszcze bandaż na wszelki wypadek,*przezorny zawsze ubezpieczony* bo znając moje możliwości to się może *mi* przydać. xD
❤ ❤ ❤
Pogoda z rana była fatalna, totalnie fatalna. Moi rodzice próbowali odwlec mnie od tego pomysłu, ale ja, jak to ja, musiałam dopiąć swego. Może to i dobrze?Wyruszyłyśmy z Mszczonowa o 8:10, by dotrzec na pociąg na 8:43 z Żyrardowa do Warszawy. Podróż nie była idealna, Xena się mega stresowała, a ja nie umiałam jej pomóc i martwiłam się, że coś jej się stanie. Xena zaczęła drżeć i dyszeć, teoretycznie mogła drżeć bo troszeńkę zmokła na porannym spacerze z tatkiem, ale no kurcze w pociągu nie jest zimno... Miałam ochotę to wszystko rzucić, wysiąść na pierwszym lepszym przystanku i wrócić do domu. Możliwe, że głupio postąpiłam, że tak nie zrobiłam i naraziłam psa na stres i zagrożenie zdrowia *lub nawet życia :>*, ale to w końcu jej pierwszy raz i to bez tatka *bo tatek zawsze z nami podróżował, a tym razem pojechałyśmy same, więc może wyczuła mój stres, stąd taka reakcja?*, ale czasu się nie cofnie. Wysiadłyśmy sobie w Wawie, pierwsza reakcja Xeny? "- Ziemia! Ziemia! Ziemia! Moja ukochana ziemia!" Niestety to nie była koniec naszej podróży, musiałyśmy zmierzyć się jeszcze z najgorszym, czyli metrem i... ruchomymi schodami, których się mega, mega boję *tak to jest jak się ogląda filmiki gdzie pod kobietą zarywają się schody ruchome... co sie zobaczy to się nie odzobaczy!*, ale wzięłam pannicę na ręce *aby zmniejszyć ten już ogromny stres* i w sumie... nie było tak źle, chyba... ;>
Oczywiście nie obyło się bez wkurzających ludzi! Jest to rzecz, która chyba najbardziej irytuje... Przynajmniej mnie. Teoretycznie nie powinnam narzekać tutaj, bo wiecie ludzie są różni, często niepełnosprawni i nie powinno się oceniać książki po okładce, ale no... Zacznijmy od pociągu.
Jedziemy sobie z Xen, Xen ma stresa, siedzi mi na kolanach. Wchodzi jakiś pan, zaczepia mnie i psa, więc Xen staje w mej obronie i szykuje się do warknięcia, ale ok, facet siada i jest ok. Na chwilę... -.- Później znów zaczepia mi psa milionem cmoknięć i nawoływań... Ugh!!! $%^&* Proszę grzecznie szanownego pana, żeby zostawił w świętym spokoju mnie i mojego psa, że po prostu sobie tego ani ja, ani mój pies nie życzymy, ale jak widać, do niektórych to nie dociera. $%^&* Ale na szczęście wyszedł kilka przystanków przed nami, więc miałyśmy *powiedzmy, bo Xen cały czas była zestresowana ;-;* ten nasz święty spokój... I w sumie później już było ok. W metrze jakaś babka namierzała mnie zabójczym wzrokiem, tak jakbym jej ojca siekierą zabiła, bo przecież to coś złego, że pies jedzie w kagańcu, na kolanach pańci, bo tak się czuje bezpieczniej, ale no cóż, dojechałyśmy, przetrwałyśmy.
Iii nadchodzi ten piękny moment, gdy dojeżdżamy na stację Pola Mokotowskie i spotykamy tę oto sunię oraz jej pańcię, wspomnianą wcześniej Kasię oraz Natkę - znajomke Kasi. ^^ Miałam spore obawy, ponieważ Luka jest sunią w typie owczarka niemieckiego, a Xena boi się psów tej i w typie tej rasy, ale ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, Xenie przy Luce zszedł cały stres i stała się całkiem innym psem, w tę pozytywną stronę! O.O
W drodze do parku, jak i w samym parku Xena *w przeciwieństwie do pikniku w grodzisku* miała ogon praktycznie cały czas w górze, więc jest progres! *.*
Owszem, zdarzały się sytuacje, gdzie jakiś pies np. szczeknął, albo warknął na drugiego, Xena ma odruch chowania się za mnie i "pańcia ratuj!", ale pracujemy nad tym, choć spoooro pracy jeszcze przed nami, to myślę, że się nam to uda. Kiedyś na pewno! ;)
Generalnie najpierw przeszłyśmy się tak ogólnie po terenie, obaczić co i jak, Kasia kupiła sobie dekle, a ja obczajałam jak Xena wyglądała by w szelkach typu Front Range i powiem Wam, że wydają się bezpieczniejsze od juliusów, choć póki co chcę do nich zakupić pas dyspersyjny, by zabezpieczał przez przełożeniem głowy przez górną pętlę i myślę, że póki co nie będę szaleć, ale to tylko póki co, kiedyś jej kupię front range albo wersję security... :P
Gdzieś w tzw. "międzyczasie" zrobiłyśmy sobie wspólne focie z Puriną Adventuros w tle, bo dzięki promowaniu, można było wygrać saszetkę na smaki dla naszego pupila! ^^ Ciekawy patent na zdobywanie klientów! ^^
Spotkałyśmy też wiele mniej lub bardziej znanych i lubianych przez nas psiarzy, ale wiecie, tak niegrzecznie trochę się nie przywitać... :P
Później podeszłyśmy do stoiska adopciaków, by wziąć specjalną chustę i przypinkę na marsz adopcinkowy, bo warto adoptować psiaki! Mimo, że Xena nie jest adoptowana, to w przyszłości chcę adoptować kilka piesów bo wiecie - może całego świata nie da się zmienić, ale można zmienić świat temu jednemu psu *lub kilku psom* i dać mu *im* całkiem nowe życie! ♥
To było jakoś koło 10 z groszami.
Następnie Kasia z Luką były umówione na sesję zdjęciową u Moniki - koniecznie zajrzyjcie, bo Monia robi geeenialne zdjęcia! Może nawet szczur gdzieś tam się znajdzie, choć Xena szczerze mówiąc, kariery fotomodelki to ona nie zrobi... chociaż, kto wie? xd


A tak odnośnie tego podmieniania psa... Uwierzcie mi na słowo, bo *(nie-)mądra ja* nie zrobiłam zdjęcia, ale spotkałyśmy bliźniaczkę jednojajową Xeny! Miała na imię Astra i spotkałyśmy ją podczas marszu adopciaków.
Jeśli kojarzycie tę suczkę lub jej właścicielkę, piszcie proszę do nas na fb! Baaardzo nam na tym zależy! Z góry dziękujemy za pomoc!
EDIT 5/09: znaleziona! ^^
EDIT 5/09: znaleziona! ^^
Ale... lecimy dalej!
Później po marszu poszłyśmy połazić jeszcze, spotkałyśmy Sylwię z Alvinem, Julkę i Wiktorię, i... masę innych osób, których imion nie pamiętam. :( Przepraszam! ;<
Pogoda przez cały dzień zbytnio nie dopisała, praktycznie cały czas padało, ale mimo to, uważam, że to jeden z najlepiej spędzonych dni w moim życiu!
Koło godziny piętnastej Kasia z Luką oraz Natką musiały już wracać, ja też miałam już wracać, ale dryndnęła do mnie Julka i Sysia z Alvinem, i wsiadłyśmy wspólnie całą 7 do metra. Kasia z Lu i Natką wysiadły na innym przystanku, a my pojechałyśmy do końca, w końcu socjalu nigdy za wiele. :D
Później razem z Sylwią i Alvinem odwiozłyśmy Julkę na jej przystanek, a następnie wróciłyśmy do metra, by powrócić do śródmieścia. *nie-* Mądra ja pomyliłam przystanki, bo czekałam na śródmieście, a przecież w metrze jest centrum a nie śródmieście... o tyle dobrze, że metro jest co chwilę i nie trzeba dużo łazić, by trafić na kolejny pociąg, bo jest najczęściej *albo i zawsze?* po drugiej stronie peronu... ;)
Po dotarciu do centrum i ogarnięciu swojego przystanku, odprowadziłyśmy Sylwię i Alvina, pożegnałyśmy się i poszłyśmy na swój pociąg. Powrót już był spokojny, Xena sobie kimała w pociągu, fakt faktem, samo wejście do pociągu było tragiczne, Xena przy wejściu na peron zaczęła mieć cykora i nie chciała w ogóle iść, więc musiałam ją wziąć na ręce, a w sumie i tak ją wnoszę, więc no. I tak bym musiała wziąć ją na ręce. Ale musimy nad tym podróżować, bo tutaj akurat miałam tylko plecak i ją, a co gdybym miała jeszcze walizkę i torbę z bagażem? Niezbyt kolorowo. xD Ale chociaż w pociągu miałyśmy miłą towarzyszkę Gosię. ^^
Po dotarciu do Żyrardowa jakieś 40 minut później trochę *bardzo* się zasmuciłyśmy, bo autobus nam uciekł 20 minut wcześniej, a następny był dopiero za godzinę... x.x Ale no cóż, innego wyjścia niż czekać nie ma. Przeszłyśmy się do pobliskiego parku, by jakoś umilić sobie to godzinne czekanie na autobus.
Zmęczone *życiem* ale szczęśliwe wróciłyśmy jakoś po 20 do domu, Xena po powrocie walnęła w kimonko, ale mimo wszystko jeszcze wieczorkiem poszłyśmy na spacer.
Razem zrobiłyśmy jakieś 21 km na nóżkach i przejechałyśmy ponad 100 km. Chyba najlepiej zakończone wakacje wszech czasów! ^^
Osobiście nic nie kupowałyśmy, nad czym teraz, po dłuższym reasumowaniu ubolewam i stwierdzam, że trochę szkoda, bo na początku były chyba pupsowe dyski, te zwykłe i mogłam jej kupić, ale no cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, może za rok kupię. :P
Ale nie wróciłyśmy też z pustymi rękami, bo dostałyśmy smaczki, próbki karmy, chustkę oraz przypinkę adopciakową i wyżej wspomnianą saszetkę na smaki.
❤ ❤ ❤
A Wy byliście na Latających Psach? A może jesteście bywalcami innych psich eventów? Wasze psiaki lubią podróżować? Podzielcie się z nami w komentarzu! ^^
Dziękujemy za przeczytanie! Do napisania! NX Team 🐾
Genialny, długi wpis! Dotrwałam do końca z radością :D
OdpowiedzUsuń