Dziś trochę o psich sportach o naszych planach i życiowych failach. Zapraszam do lektury.
Od początku, gdy tylko pojawiła się iskierka nadziei o posiadanie psa, wiedziałam, że to nie będzie zwykły pies, którzy 3/4 dnia spędzi na leżeniu na kanapie, a pies z którym coś będę w życiu ambitnego robić. Choćby rekreacyjnie, dla samych siebie.
Na początku, gdy Xena była małym papisiem nasze aktywne życie polegało na spacerkach co godzinę - i nie, nie dlatego, że taka była potrzeba ze strony małej, po prostu polubiliśmy latać z i na 4 piętro, tylko po to by uszczęśliwić stworzenie, które tak wiele zmieniło w naszym życiu. Gdy już ogarnęłyśmy szczepienia, zaczęły się dalsze podróże, dla nas to mało, ale dla takiego papisia to szmat drogi :D Xena - jak to każdy szczeniak - była (i w sumie jest, tylko w ciut mniejszym stopniu) bardzo żywiołowa. Kochała spacery z nami - a my z nią.
Gdy Xena podrosła i przestała się mieścić na dłoniach (co nie oznacza, że stała się jakaś gorsza :D) stwierdziłam, że to chyba już czas, żeby zacząć stopniowo wprowadzać jakieś aktywniejsze zajęcia. Nie pamiętam już dokładnie co to było i kiedy, bo wiecie 3 lata, to jednak sporo, by wszystko spamiętać - ale wydaje mi się, że były to rolki. Tak, wzięłam małego szczylka, ubrałam w nasze czerwone step-iny, wzięłam przepinaną smycz, tatę, i poszłyśmy na spacer :D Dla Xeny to coś nowego, coś "walącego" w ziemię a zarazem coś co jeździ i Pańcia szybciej ucieka :D Później z czasem zaczęłyśmy też z jazdą na rowerze i tak jakoś weszło nam to w nawyk i w wczesną wiosnę aż do późnej jesieni, no i w lato jak pogoda pozwala - biegamy :)
Gdy brałam też Xenę planowałam z nią robić też coś typowo psio sportowego - no wiecie, adżilitki i te sprawy :D Gdy Xena skończyła rok, zaczęłam jej robić różne hopki z patyków, dla Xeny to kupa frajdy tak pobiegać, poskakać - oczywiście z ograniczeniem, kilka hop i koniec, bo to wciąż nie jest dorosły pies. Chciałabym do tego wrócić, biorę się ciągle za to, ale jakoś nam to nie wychodzi.
Kolejnym ambitnym sportem, który chciałam wykonywać z Xeną było bodajże dogfrisbee. Pamiętam, że kupiłam jej jakieś frisbee z biedronki (teraz wiem, że to fe, wtedy nie do końca byłam tego świadoma) i jak głupia się cieszyłam, gdy Xena pobiegała przy nie i mi je przyniosła. Pomińmy fakt, że jest prawie jak ona :D Aaa i zapomniałabym - jak Xena była papisiem to też u Lucky'iego bawiła się jego wielgachnym fris :P Wyglądało to dość kosmicznie :D
Jak dziś to wygląda? Mamy wciąż to fris z biedronki, nie używamy go, mam inne, gumowe z trixie, które bardziej "jara" Xenkę, ładnie się nim szarpie, ładnie łapie i generalnie fajna zabawa :) Ale nie planujemy nic w tym kierunku zrobić. Robimy to rekreacyjnie, choćby dlatego, że Xena lubi biegać, aportować i ganiać za wszystkich co lata (i biega :P), więc myślę, że fajna forma zabawy z psem :)
Biorąc Xen myślałam też oczywiście o.. obedience. Tak, wtedy myślałam, że to po prostu kilka prostych sztuczek, i że tak łatwo ich psa nauczyć. Myliłam się, ale przecież - tylko głupcy się nie mylą. Jeżeli chodzi o ten sport, kompletnie nie dla nas, Xena jest psem bardziej aktywnym ruchowo niż umysłowo, co nie oznacza, że jest jakimś głupim psem, co nie można go niczego nauczyć. Tfu, tfu, tfu! Xena umie sporo, ale nie jest to wystarczająco sporo, żeby startować. Ale nieważne. Sport raczej nie dla nas.
A tak generalnie, to chciałam mieć wesołego, szczęśliwego psa, który będzie umiał jakieś tam sztuczki, który przyjdzie, przytuli się, pocieszy i generalnie typowy aniołek w domu, diabełek na dworze. I tak też jest. Przynajmniej tak mi się wydaje. Trudno mi określić czy Xena jest szczęśliwa, ale wydaje mi się, że tak. Dużo też błędów popełniłam w jej wychowaniu, które teraz jako tako staram się ogarnąć, naprawić, choć wiem, że czasu się nie cofnie i nie wszystko jest możliwe do naprawy.
Nie mam nic do psów, które trenują coś zawodowo, ale jak to w życiu bywa - wszystko musi być z umiarem. Bo jest w tym bardzo cienka linia, którą można bardzo łatwo przekroczyć. A wtedy to może się bardzo źle skończyć.
Ale cóż, w niektórych sytuacjach nie zawsze możemy coś zmienić. Zanim zaczniemy martwić się o innych i pomagać innym, upewnijmy się, czy u nas wszystko w porządku i czy to my sami nie potrzebujemy pomocy. Licho nigdy nie śpi.
Dzięki za przeczytanie ;) Do zobaczenia! :*
Załoga NX ♥
Fiona także lubi poganiać za frisbee, także jest u nas dla jej czystej frajdy, bo sama za wiele z tym sportem nie wiążę. Skupiłyśmy się na agility, od początku roku 2016 wreszcie się ogarnęłam i zaczęłam robić coś w tym kierunku na poważnie, zdecydownie pokochałam ten sport, tak samo jak Fiona <3.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy H&F
http://jaimojaspanielka.blogspot.com/
My chciałybyśmy też agilitki tak na poważnie, ale póki nie mam prawka i auta, to raczej nie widzi nam się jeździć 50km.. Jeszcze gdyby to był jeden autobus.. A tak to autobusem > pociągiem > metrem i parę km leźć :P Zbyt lenie jesteśmy :P
UsuńPowodzenia w adżilitkowaniu!